Mamo tato poczytaj !
KIEDY WARTO UDAĆ SIĘ Z DZIECKIEM DO LOGOPEDY?
Z pewnością niejednokrotnie rodzice zastanawiają się kiedy należy udać się do logopedy. Poniżej kilka sytuacji, które powinny wzbudzić czujność. Warto wtedy skonsultować się ze specjalistą, po to by rozwiać swoje obawy, albo rozpocząć skuteczną terapię, która da dobre efekty.
1. dziecko nie mówi, lub mówi bardzo mało
2. dziecko mówi tak, że jego mowa jest niezrozumiała dla innych
3. podczas mówienia wysuwa język między zęby, zamienia lub zniekształca głoski
4. dziecko mówiło i nagle przestało, albo nie mówi tylko w określonych sytuacjach i miejscach
5. mówi przez nos
6. ssie kciuk, wargę lub policzek
7. oddycha przez usta i śpi z otwartą buzią
8. ma trudności z jedzeniem – gryzieniem, żuciem, połykaniem oraz piciem z kubeczka lub przez słomkę
9. nadmiernie się ślini
10. ma zaburzony słuch
11. jąka się, nie mówi płynnie
12. ma nieprawidłową budowę narządów mowy
Warto pamiętać, że logopeda może poprosić rodziców u udanie się na konsultację do innych specjalistów. Najczęściej są to:
-
laryngolog – ocena stanu migdałków podniebiennych i migdałka gardłowego, podniebienia, drożności nosa
-
audiolog – wykonanie badania słuchu
-
ortodonta – ocena zgryzu oraz wędzidełek warg i języka
-
neurolog dziecięcy – w przypadku podejrzenia neurologicznych przyczyn zaburzeń mowy wykonanie EEG głowy
-
psychiatra dziecięcy – właściwa diagnoza autyzmu, zespołu Aspergera
-
foniatra – w przypadku problemów z głosem, np. przedłużającej się chrypki
-
psycholog dziecięcy – określenie poziomu intelektualnego lub problemów emocjonalnych dziecka
Najważniejsze to obserwować swoje dziecko. Jeśli rodzice przyglądają się dzieciom to szybko zauważą wszelkie niepokojące sytuacje, które mogą wymagać konsultacji ze specjalistą.
Opracowanie Katarzyna Szwic
źródło: „Kiedy do logopedy” Katarzyna Socha, artykuł w „Bliżej przedszkola”
12 PRZYKAZAŃ LOGOPEDYCZNYCH dla rodziców wg Leona Kaczmarka
1. Narządy mowy dziecka kształtują się i zaczynają funkcjonować już w życiu płodowym. Są one ogromnie wrażliwe na wszystkie bodźce fizyczne i chemiczne, zarówno sprzyjające jak i szkodliwe.
2. Mowa otoczenia powinna być poprawna. Do dziecka trzeba mówić wolno, dokładnie i wyraźnie, trzeba zaniechać sztucznego spieszczania i używania tzw. języka dziecięcego.
3. Dziecko powinno reagować na aktywność uczuciową i słowną otoczenia. Z początku jest to uśmiech, ruch rączki, przegięcie ciała. Wnet jednak nastąpią reakcje głosowe. Gdy ich brak, trzeba koniecznie zbadać słuch dziecka, gdyż może on być osłabiony.
4. Absolutnie nie wolno krępować dziecka w reagowaniu na aktywność otoczenia.
5. Jeśli dziecko ma nieprawidłową budowę narządów mowy (rozszczep warg, dziąseł, podniebienia, zniekształcenia w układzie szczęk, uzębienia itp.), powinno się bezwzględnie pójść z nim do lekarza specjalisty: chirurga plastyka, ortodonty.
6. Dziecko leworęczne należy otoczyć specjalną opieką. W okresie kształtowania się mowy nie wolno zmuszać go do posługiwania się prawą ręką, gdyż mogą wystąpić zaburzenia mowy.
7. Kiedy dziecko samo zaczyna coraz więcej mówić nie wolno tej skłonności gasić np. obojętnością lub cierpką uwagą, bo wówczas dziecko zamyka się w sobie, staje się nieufne, niemieje.
8. Nie należy hamować żywiołowego pędu do mowy, trzeba wykorzystać ogromny ładunek uczuciowy, jaki dziecko wkłada w mowę.
9. Należy pilnie baczyć czy kształtowanie się mowy dziecka przebiega zgodnie z normą.
10. Od momentu zdobycia przez dziecko umiejętności mówienia zdaniami nie wolno bezustannie przeszkadzać mu przez ciągłe poprawianie i zmuszanie do poprawnego powtarzania, gdyż dziecko nabawi się kompleksu niższej wartości, straci zaufanie do otoczenia, przestanie mówić.
11. Dziecko trzyletnie monologuje, ale chce też rozmawiać z otoczeniem, zadaje mnóstwo pytań i przepada za opowiadaniami. Nie wolno lekceważyć tych faktów, gdyż pomaga to dziecku w wysławianiu się, w umiejętności wyrażania swych myśli i uczuć.
12. Jeśli mimo wszystko nie udało się zapobiec powstaniu defektów mowy, nie wolno opuszczać rąk. Należy udać się do logopedy i rozpocząć terapię logopedyczną.
RODZICU!
-
SPĘDZAJ CZAS Z DZIECKIEM
-
MÓW DO DZIECKA DUŻO, POWOLI, WYRAŹNIE, O RZECZACH ZROZUMIAŁYCH
-
UTRZYMUJ KONTAKT WZROKOWY Z DZIECKIEM PODCZAS ROZMOWY
-
NIE PRZERYWAJ MU I NIE WYPOWIADAJ SŁÓW ZA NIEGO
-
CIERPLIWIE WYSŁUCHAJ
-
NIE KOMENTUJ NIEPŁYNNEJ WYPOWIEDZI
-
STWARZAJ DZIECKU SYTUACJE, W KTÓRYCH BĘDZIE TRENOWAĆ SWOJĄ MOWĘ
-
NIE SPODZIEWAJ SIĘ, ŻE KŁOPOTY MINĄ BEZ SPECJALISTYCZNEJ POMOCY
-
BĄDŹ DLA DZIECKA PRAWIDŁOWYM WZORCEM MOWY
Katarzyna Szwic
KILKA SŁÓW O ROZWOJU MOWY DZIECKA
Mowa jest niezwykle istotną umiejętnością w życiu każdego człowieka. Dzięki niej komunikujemy się ze światem, mamy możliwość wyrażania swoich emocji i uczuć. Mowa nie jest umiejętnością, którą zdobywamy z dnia na dzień. Jest to proces, który trwa latami, a zaczyna się już w okresie prenatalnym.
Rozwój mowy dziecka dzielimy na kilka etapów:
1. OKRES MELODII – od urodzenia od 1 roku życia
Zaraz po urodzeniu dziecko wydaje krzyk spowodowany pierwszym oddechem. Niemowlę krzykiem i płaczem komunikuje się z otoczeniem.W 2 - 3 miesiącu życia niemowlę zaczyna GŁUŻYĆ, tzn wytwarzać dźwięki. Głużenie jest bezwarunkowe, tzn. że dziecko nie zdaje sobie sprawy z tego, że wydaje odgłosy. Głużenie polega na wydawaniu przez niemowlę dźwięków, które w swoim brzmieniu są podobne do samogłosek i spółgłosek danego języka. Głównym celem gruchania jest ćwiczenie narządów mowy. Około 6 miesiąca życia pojawia się gaworzenie, które charakteryzuje się powtarzaniem przez dziecko dźwięków, wydawanych przez nie przypadkowo lub posłyszanych z otoczenia.Około 7 – 8 miesiąca życia dziecko zaczyna reagować na mowę. Początkowo główną rolę odgrywa melodia, znaczenie wyrazu nie jest rozumiane. Na ton ostry dziecko reaguje płaczem, uśmiecha się, gdy przemawia się do niego pieszczotliwie.W czwartym kwartale rozwija się rozumienie, które znacznie wyprzedza mowę samodzielną. Dziecko rozumie swoje imię oraz proste polecenia związane z sytuacją. Pod koniec 1 roku dziecko zaczyna wymawiać pierwsze wyrazy, takie jak: da, na, mama.
2. OKRES WYRAZU – od 1 do 2 roku życia
Okres wyrazu jest drugim etapem w rozwoju mowy dziecka. Przypada on pomiędzy 1 a 2 rokiem życia. Na tym etapie słownik bierny dziecka mocno się poszerza, co oznacza, że maluch znacznie więcej rozumie i potrafi, aniżeli może wypowiedzieć. Odpowiedzią na tę sytuację jest pojawienie się żywej gestykulacji, mimiki oraz ruchów ciała, które uzupełniają niewykształconą jeszcze mowę. Dzięki temu dziecko może lepiej komunikować się z innymi.Jak sama nazwa wskazuje, okres wyrazu jest etapem, gdzie pojawiają się pierwsze słowa. Powstają one na bazie niektórych spółgłosek i samogłosek oraz sylab opanowanych w okresie melodii.Dodatkowo dziecko rozszerza repertuar głosek o samogłoski: a, u, i, e, oraz spółgłoski: p, b, m, t, d, n, ś, ć, czasem ź, dź. Mając takie „narzędzia” może tworzyć pierwsze proste wyrazy, które stanowią ich kombinacją np. mama, tata, dada, baba itp.
3. OKRES ZDANIA – od 2 do 3 roku życia dziecka
Dziecko zaczyna rozumieć rozmowę rodziców, dotyczącą członków rodziny, przedmiotów je interesujących lub aktualnych wydarzeń. Pierwsze zdania są dwuwyrazowe i wyłącznie twierdzące. Dosyć szybko pojawiają się proste zdania pytające i rozkazujące. Z części mowy najczęściej używane są rzeczowniki (które są nazwami konkretnych przedmiotów występujących w otoczeniu dziecka), czasowniki (oznaczające czynności fizjologiczne i ruch). Dzieci dwuletnie używają kilkunastu przymiotników i zaczynają posługiwać się spójnikami. Artykulacja daleka jest jeszcze od prawidłowej. Głoski, które sprawiają dziecku trudności zastępowane są łatwiejszymi. Mowa dziecka staje się zrozumiała i to nie tylko dla osób z najbliższego otoczenia. Najwięcej słów dziecka przyswaja sobie w 2 – 3 roku życia. Okres ten jest przełomowy w rozwoju mowy, gdyż dziecko przyswaja sobie wtedy podstawy systemu leksykalnego, fonetycznego i morfologicznego języka, w jakim mówi jego otoczenie, a dalsze lata przynoszą jego doskonalenie.
4. OKRES SWOISTEJ MOWY DZIECIĘCEJ – od 3 do 7 roku życia.
Dziecko trzyletnie potrafi porozumieć się z otoczeniem, mowa jego jest już w pewnym stopniu ukształtowana, nie znaczy to jednak, że jest pozbawiona błędów i że jej rozwój nie odbywa się w dalszym ciągu.Jest to najdłuższy okres w rozwoju mowy dziecka. W czasie jego trwania zachodzi wiele zmian jakościowych w wymowie dziecka. Pod koniec tego okresu dziecko powinno poprawnie artykułować wszystkie głoski języka polskiego. Dziecko rozmawia ze swoimi opiekunami, rówieśnikami bardzo swobodnie. W swojej komunikacji posługuje się dłuższymi zdaniami. Często obserwuje się problemy z długimi wyrazami, czyli takimi które mają więcej niż cztery sylaby. Stąd biorą się “kosmiczne słowa”, np. “lokolotywa” zamiast “lokomotywa”.Zjawiskiem, które jest typowe dla okresu swoistej mowy dziecięcej są neologizmy językowe. Są to twory językowe, które dziecko tworzy samo. Dziecięce neologizmy nie występują w języku osób dorosłych. Istnieje wiele mechanizmów, poprzez które one powstają. Należą do nich:
- metatazy (przestawianie głosek a nawet całych sylab), np. “[…] letefon” zamiast “telefon”,
- zjawisko asymilacji (upodobnienie), np. “pami” zamiast “pani”,
- kontaminacja (tworzenie słów z dwóch lub większej liczby wyrazów na zasadzie ich zlepiania w jedno słowo np. “zatelefonić” = telefon + dzwonić, “buciarnia” = buty + końcówka “arnia” przez, którą tworzy się słowa typu “kwiaciarcia”, “kawiarnia”.
Neologizmy dziecięce (nowotwory dziecięce) są bardzo ciekawym zjawiskiem, ponieważ świadczą o tym, że dziecko nabywa umiejętności gramatycznych języka ojczystego i stara się tę wiedzę, w sposób niekontrolowany, ale za to kreatywny, wykorzystywać. Są one dowodem na to, że dziecko próbuje wykorzystywać język i jego zasady do wyrażania siebie, swoich myśli i zamiarów oraz do nazywania rzeczywistości.
Rozwój mowy nie u wszystkich dzieci przebiega jednakowo. U jednych szybciej i te dzieci zaczynają mówić wcześniej, u innych zaś wolniej, co przejawia się późniejszymi początkami mowy i wolniejszym przyswajaniem sobie wymowy pewnych głosek.
Stopień rozwoju mowy w danym momencie zależy od różnych czynników. Wpływ środowiska, zdolności pedagogiczne rodziców oraz rozwój psychofizyczny dziecka to czynniki najistotniejsze. W procesie kształtowania się mowy dziecka dużą rolę odgrywają rodzice, a zwłaszcza matka. Dziecko uczy się mowy od otoczenia, to znaczy od osób, z którymi najczęściej przebywa. Mowa jego wychowawców jest dla niego wzorem, który sobie przyswaja, a następnie usiłuje odtworzyć. Niekiedy sami rodzice przyczyniają się do powstawania opóźnienia w rozwoju mowy dziecka, czy nawet wady wymowy; a dzieje się to wtedy, gdy mówią do niego w sposób pieszczotliwy, zniekształcając wyrazy. Mając taki wzór do naśladowania, tzw. sztuczny język, dziecko zaczyna wymawiać głoski i całe wyrazy nieprawidłowo.
Drodzy Rodzice pamiętajcie, że rozwój mowy jest procesem niezwykle indywidualnym. Nie porównujemy dzieci ze sobą. Gdy coś Was niepokoi w rozwoju mowy dziecka zawsze warto skontaktować się z lekarzem pediatrą lub logopedą
Opracowanie: Katarzyna Szwic
Źródło:
„Logopedia” Irena Styczek
„Minimum logopedyczna nauczyciela przedszkola” Genowefa Demel
Co robić, by dzieci nas słuchały
Dlaczego właściwie maluch tak często mówi „nie chcę!” albo „nie będę!”? Czy można się jakoś z takim uparciuchem dogadać? Pewnie, że tak. Prawda jest taka, że dzieci z upodobaniem nas nie słuchają, choć chcemy dla nich jak najlepiej. Robią na złość czy mają inne powody? Spróbujemy wyjaśnić tę kwestię i poradzimy, jak postępować, żeby maluchy nie „głuchły” tak często, nie zamieniając ich jednocześnie w bezwolne roboty, a domu w pruskie koszary.
powody, dla których kilkulatek jest nieposłuszny
- „Chcę decydować o sobie”. Każdy pragnie mieć wpływ na własne życie, przedszkolak też. „Głuchnięcie” jest jedną z metod walki o niezależność – dzięki temu choć przez chwilę może się czuć panem swego losu. Najbardziej przekorne bywają dzieci, które rzadko decydują o swoich sprawach. Te, które ciągle coś muszą i którym wciąż czegoś nie wolno.
- „Wszystko mi wolno”. Dzieci, którym w ogóle nie wyznacza się granic, próbują zaprowadzić własne porządki.
- „Sprawdzam!”. Nie ma co się czarować: my, rodzice, bywamy szalenie niekonsekwentni: raz każemy dziecku sprzątać zabawki, zanim pójdzie spać, innym razem sprzątamy za nie (bo będzie szybciej) albo jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby w ogóle zawracać sobie tym głowę. Ignorując nasze polecenia, malec sprawdza, czy zakaz lub nakaz jest nadal aktualny.
- „Halo, tu jestem!”. Smyk woli, gdy się na niego złościsz, niż gdy w ogóle nie zwracasz na niego uwagi. Czasem robi na przekór, bo chce być zauważony. Bywa, że dziecko robi coś, czego nie powinno (np. gasi światło w łazience, w której kąpie się tata), żeby sprowokować nas do zabawy („Jeśli tata wyjdzie z wanny i zacznie mnie gonić, będzie fajnie”.)
- „Ale o co chodzi?”. Zdania w rodzaju: „Masz być grzeczny”, „Nie rozrabiaj u babci” czy „Posprzątaj pokój” tylko dla nas, dorosłych, są oczywiste. Dla kilkulatka niekoniecznie („Przecież ja jestem grzeczny, tylko sprawdzam, jaki dźwięk powstanie, gdy uderzę wieszakiem w kaloryfer!”). Czasem dziecko nie rozumie dlatego, że zamiast powiedzieć konkretnie, o co ci chodzi („Pozbieraj klocki do pudełka”), zalewasz je potokiem słów albo wściekasz się. Inna sprawa, że my sami czasem nie do końca wiemy, dlaczego „czepiamy się” dziecka: może być tak, że jesteśmy zdenerwowani, bo coś nie wyszło nam w pracy – a obrywa malec.
- „Bo ja właśnie…” Zajęty zabawą przedszkolak może naprawdę cię nie dosłyszeć. Jest tak pochłonięty lepieniem płaszczki z plasteliny albo karmieniem pluszowej foki, że nic do niego nie dociera. „Zawiesić się” może także wówczas, gdy jest zamyślony albo czemuś się przygląda. Dorosłym przecież także to się zdarza.
- „Dobrze, ale za chwilę”. My, rodzice, uważamy często, że każde nasze polecenie powinno zostać wykonane już, teraz, natychmiast. A małe dziecko potrzebuje nieraz dłuższej chwili, żeby „zaskoczyć” i odpowiednio zareagować.
- „Chciałbym, ale to takie trudne”. Niektóre zadania po prostu przekraczają możliwości przedszkolaka. Gdy się ma zaledwie kilka lat, mnóstwo energii i ciekawości świata, naprawdę nie da się przez dłuższy czas usiedzieć grzecznie w miejscu ani wrócić ze spaceru w idealnie czystym ubranku :)
- „Mam chore uszy”. Czasem problem jest natury medycznej. Jeśli smyk chorował na zapalenie ucha, ma powtarzające się katary, śpi z otwartą buzią, siada blisko telewizora, trzeba koniecznie zabrać go do laryngologa.
rady, które na pewno się przydadzą
- Spraw, by malec cię zauważył. Zawołaj go po imieniu, kucnij obok, spójrz mu w oczy. Możesz także wziąć go za ręce. Warto to zrobić zwłaszcza wtedy, gdy dziecko jest rozzłoszczone, przestraszone albo płacze.
- Mów konkretnie. Maluch powyciągał z szafy wszystkie buty? Zamiast mówić: „Masz być grzeczny!”czy „Znowu narozrabiałeś?”, powiedz: „Miejsce butów jest w szafce. Powkładaj je tam, proszę”. Zamiast nakazywać: „Posprzątaj swój pokój”, poproś: „Pozbieraj klocki i ustaw wszystkie samochody na półce”. Proste, jednoznaczne i konkretne komunikaty łatwiej jest dziecku zrozumieć i zapamiętać. A jeśli trzeba malcowi przypomnieć, co ma zrobić, wystarczy jedno słowo: „Klocki!” – to zadziała lepiej niż długie kazanie.
- Staraj się nie przesadzać ze słowem „nie”. Zamiast mówić: „Nie hałasuj”, lepiej powiedzieć: „Mów ciszej, proszę”.
- Zachęcaj. Perspektywa przyjemnego zajęcia („Jeśli szybko posprzątasz zabawki, będziesz mogła pobawić się w wannie dinozaurami”) działa zazwyczaj lepiej niż groźba kary („Jeżeli nie posprzątasz zabawek, nie pozwolę ci zabrać dinozaurów do wanny”).
- Pozwól decydować. Dziecko, które może czasami samo podjąć decyzję (np. którą koszulkę założy, co zje: kanapki z rzodkiewką czy z ogórkiem), rzadziej upiera się „dla sportu”.
- Bądź konsekwentna. Jeśli mówisz: „Czas na kąpiel”, ale nie reagujesz, gdy smyk dalej ogląda kreskówki, nie traktuje on poleceń poważnie. Skoro nie słucha, weź go za rękę i zaprowadź do łazienki. Gdy chcesz, by coś zrobił, np. poszedł umyć zęby, nie pytaj: „Umyjesz zęby?”, tylko wydaj polecenie. Stanowczość nie oznacza jednak krzyku ani rozkazującego tonu. Lepiej powiedzieć: „Czas myć rączki” niż „Natychmiast myj ręce!”. Nikt nie lubi rozkazów, za to pomaga słowo „proszę”. Malec musi znać skutki nieposłuszeństwa. Najlepiej, gdy wynikają one z sytuacji (nie sprzątnie, więc nie zdąży na dobranockę).
- Tłumacz. Nie zakazuj na zasadzie: „Nie, bo nie”, „Ma być tak, jak mówię i koniec”. Tłumacz prostymi słowami („Mów ciszej, bo tatę boli głowa”), nie wdając się w zawiłe wyjaśnienia.
- Nazywaj swoje uczucia. „Jest mi przykro, gdy tak nieładnie do mnie się odzywasz” działa lepiej niż: „Jesteś złośliwy i niegrzeczny”. I nie upokarza.
- Nie zaskakuj. Dziecku bardzo trudno jest przerwać pasjonujące zajęcie. Dlatego, o ile chcesz, żeby maluch przyszedł na obiad, uprzedź go o tym nieco wcześniej („Zaraz obiad. Kończ już zabawę i idź umyć ręce”).
- Nagradzaj dobre zachowanie. Niekoniecznie prezentem – najlepiej swoją uwagą i pochwałami. Często koncentrujemy się na dziecku dopiero wtedy, gdy narozrabia. To błąd, bo doceniając dobre zachowania, jasno pokazujemy, czego od malca oczekujemy.
- Trzymaj nerwy na wodzy. Rzeczywiście, kilkulatek byłby w stanie wyprowadzić z równowagi nawet Dalajlamę. Jednak staraj się panować nad sobą – nerwy nic nie dadzą. Mogą jedynie pogorszyć sytuację.
- Nie traktuj wszystkiego ze śmiertelną powagą. Mnóstwo codziennych problemów da się opanować za pomocą zabawnych komentarzy („Ciekawe, czy buty same wejdą do szafki?” plus mrugnięcie okiem) i sympatycznych rytuałów (np. zamiast zapędzać dziecko do kąpieli, można sprawić, by stała się ona dla niego przyjemnością – np. pozwolić mu zabrać zabawki, kąpać lalę itp).
metody, które nigdy nie działają
- Zrzędzenie. Co ma się ochotę zrobić, słysząc ciągle: „Czy ja zawsze muszę po was sprzątać? Traktujecie mnie jak służącą, zostawiacie wszędzie ubrania, a ja nic, tylko chodzę i zbieram, chodzę i zbieram, bla, bla, bla…”? Najprościej jest „wyłączyć fonię”. Maluch dobrze wie, że mama sobie pogada, a potem i tak posprząta za niego.
- Krzyk. Podniesiony głos sprawia, że dziecko przestaje myśleć i kompletnie nic do niego nie dociera. Czemu? Bo zwyczajnie się boi. Krzyk może również wzbudzić w nim przekorę.
- Klapsy. Bicie uczy jedynie tego, że silniejszy ma rację, a przemoc jest dobrym sposobem rozwiązywania konfliktów.
- Groźby bez pokrycia. Mówisz pewnie czasem rzeczy w stylu: „Jeśli nie zrobisz tego natychmiast, przez tydzień nie obejrzysz bajki”. A potem? O wszystkim zapominasz. Dziecko szybko się orientuje, że może robić, co zechce, bo i tak skończy się na straszeniu.
rzeczy, które ułatwiają życie
- Jasne zasady. Dziecko musi wiedzieć, co mu wolno, a czego nie – czuje się wtedy bezpieczniej. Zasady nie mogą się zmieniać w zależności od twojego widzimisię czy samopoczucia. Jeśli nie wolno np. bić, kopać, to nie wolno i już.
- Plan dnia. Czyli w miarę stałe pory posiłków, kąpieli, znajome rytuały (np. czytanie przed snem). Przedszkolaki wolą, gdy w ich życiu panuje porządek, bo w chaosie nie czują się bezpiecznie. Można, wzorem Superniani, spisać plan dnia na kartce lub tablicy.
- Umowa. Jeśli malec regularnie ma z czymś problem, np. nie szanuje zabawek, można z nim spisać umowę. Obie strony muszą dotrzymać zobowiązań!
- Minutnik. Dla przedszkolaka zdanie:„Za pięć minut koniec kąpieli” nic nie znaczy. Kuchenny minutnik pomoże mu zrozumieć upływ czasu.
- Liścik. Nie mów po raz dziesiąty: „Posprzątaj!”. Napisz list i przeczytaj go dziecku, jeśli samo nie umie: „Droga Zosiu, chcemy wrócić do swoich domów. Twoje lale”
- Zabawa. Zamiast ponaglać: „Szybciej, bo spóźnimy się do przedszkola”, powiedz „Kto pierwszy dotrze do drzewa?”.
- Ignorowanie. Gdy dziecko zachowuje się źle (np. wrzeszczy), by zwrócić na siebie uwagę, zignoruj to. Zobaczy, że nie tędy droga. Oczywiście nie da się ignorować wszystkiego (np. niszczenia przedmiotów).
sposoby na dotarcie do sedna problemu
- Rozmowa z dzieckiem. Czasem wystarczy zadać proste pytanie: „Dlaczego mnie nie słuchasz?”, „Dlaczego to zrobiłeś/Dlaczegonie chcesz tego zrobić?”, aby się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. Niby proste, sęk w tym, że gdy dziecko jest nieposłuszne, zazwyczaj koncentrujemy się na tym, żeby zrobiło to, co chcemy, a nie na przyczynach jego niewłaściwego zachowania.
- Obserwacja. Kilkulatek nie zawsze wie, dlaczego coś robi albo czegoś nie robi. Warto uważnie mu się przyjrzeć, gdy nie słucha. Dlaczego tak się zachowuje? Co może czuć w tej chwili? Jest zmęczony? Rozdrażniony? Nudzi się? Jest znużony ciągłym napominaniem? Gdy zrozumiesz, co się z nim dzieje, łatwiej będzie rozwiązać problem.
- Rozmowa z kimś innym. Jeśli na przykład maluch nie chce chodzić do przedszkola i codziennie rano urządza dzikie awantury z tego powodu, rozmowa z nauczycielką pewnie sporo nam wyjaśni. Może smyk ma problemy z kolegami albo sobie z czymś nie radzi?
- Zamiana ról. Ty jesteś dzieckiem, a ono tobą. Ono chce żebyś szybko zjadła śniadanie, ty się sprzeciwiasz. Podczas takiej zabawy można zobaczyć, jak malec postrzega nas i całą sytuację. Grając rolę rodzica, zdradzi nam własne intencje (może powie do ciebie w roli dziecka np.: „Tak wolno jesz, bo pewnie nie chcesz iść do przedszkola?”).
- Wizyta u psychologa. Niekiedy już dzięki jednemu spotkaniu można zrozumieć, co się dzieje i jak pomóc maluchowi. Zdarza się również i tak, że pomoc potrzebna jest nie dziecku, a rodzicom.
książki warte przeczytania
- „Zrozumieć przedszkolaka” Jo Douglas (Świat Książki). Autor życzliwie radzi, jak dogadać się z kilkulatkiem
- „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” Adele Faber, Elaine Mazlish (Media Rodzina). Praktyczne wskazówki i przykłady z życia plus polski suplement opisujący doświadczenia polskich rodziców.
Bunt trzylatka – kolejny trudny czas w wychowaniu dziecka?
Jak sobie poradzić z oporem u trzylatka? I czy jest w ogóle na niego jakiś sposób? Bunt trzylatka – naturalny etap rozwoju Bunt trzylatka jest naturalnym sygnałem, że dziecko się zmienia. Wynika z rozwoju jego osobowości, manifestowania własnych potrzeb, dziecko zauważa, że może wpłynąć na swoje otoczenie, że jego zachowania mają określone skutki. Ponadto to sposób na sprawdzenie granic i tego, na ile można sobie pozwolić, czy uda się wyprowadzić z równowagi rodzica, jak zareaguje mama czy tata i czy nadal będą kochać. Bunt trzylatka wynika również z jeszcze nie do końca rozwiniętych umiejętności językowych. Dziecko może mieć problem z komunikowaniem swoich potrzeb, może też jeszcze nie do końca nadążać za zawiłym językiem dorosłych – pełnym przenośni i skrótów myślowych.
Bunt trzylatka – konsekwentnie i z miłością Jak radzić sobie z buntem trzylatka? Kluczem jest zachowanie spokoju, ale również konsekwencji i okazywanie dziecku miłości. Liczy się również szacunek. Nie można wymagać od trzylatka szacunku, jeśli my sami nie będziemy do niego odzywać się w odpowiedni sposób. Rozmawiając z dzieckiem, pamiętaj, ile ma lat i nie przesadzaj ze swoimi reakcjami. Gdy maluch Cię przezywa, czy wrzeszczy, że Cię nie kocha, wyjaśnij spokojnie, że rozumiesz jego emocje i nadal mocno je kochasz, pomożesz mu przetrwać trudny czas. Nie odbieraj odmowy wykonania danej czynności jako braku szacunku, ale raczej sygnał, że dziecko ma własne zdanie. Postaraj się docenić ten fakt i naucz się rozmawiać w ten sposób, by dać maluchowi przyzwolenie do posiadania własnego stanowiska.
Wyznacz granice Dziecko potrzebuje jasnych, nieprzekraczalnych reguł, by czuć się bezpiecznie.
Naturalnie bunt trzylatka pojawia się także w konsekwencji na ich ustanowienie i trzymanie się ich. Nie należy jednak pod wpływem roszczeń malucha się uginać. Trzylatek powinien mieć świadomość, że pewne zasady są święte i dotyczą wszystkich. Jeśli dziecko wybucha płaczem i wpada w histerię, przeczekaj, zajmij się czymś, ale nie ulegaj. Nie pozwól odczuć, że boisz się reakcji dziecka, że czujesz się wobec nich bezradna. Gdy dziecko jest na etapie histerii, wrzasków i tupania nogami, nie próbuj z nim dyskutować. Szkoda głosu. Poczekaj aż się uspokoi i porozmawiaj o tym, co się stało i jak dziecko może poradzić sobie lepiej następnym razem.
Mądrze chwal każdorazowo gdy dziecko zachowa się w oczekiwany sposób, nie szczędź mu pochwał. Jednak rób to w odpowiedni sposób – opisowo. „Widzę, Natalko, że ułożyłaś wszystkie misie na półce, a klocki są w pudełku. Na podłodze nic nie ma. Nic nie przeszkadza, można spokojnie przejść. To się nazywa porządek” zamiast „Ale jesteś grzeczna”. Bunt trzylatka pojawia się po buncie dwulatka, po nich czeka nas również bunt czterolatka i pięciolatka…I tak jeszcze kilkakrotnie.
Przeczytaj, jak pewna mama poradziła sobie z atakami histerii u dziecka.
Drodzy Rodzice, otrzymaliśmy poniższy list od Moniki, mamy dwójki dzieci, bardzo zmęczonej codziennymi „walkami” z histerią. Monika zdecydowała diametralnie zmienić swoje podejście do wychowania dzieci…i oto co się stało. „Właściwie każde „nie” przynosiło tę samą reakcję – albo wrzask, tupanie, uderzanie na ślepo rękami albo milczenie, odwracanie się i odmowę współpracy – pójścia dalej, wejścia do samochodu, jedzenia, spania, czegokolwiek, na czym akurat nam zależało. To zachowanie nie tylko nam przeszkadzało, ale również starszemu dziecku, które nie mogło tak jak my w spokoju zjeść, zasnąć, pobawić się…Histerii trudno nie widzieć, czy ją ignorować. Z drugiej strony sama nie wiem, co było gorsze – wrzask w najwyższych tonach czy może ta dojmująca cisza i unikanie kontaktu wzrokowego. Skutek był taki, że z naszym młodszym dzieckiem wszelkie wyjścia, a nawet zwykły spacer stawały się koszmarem. Momenty spokojne kończyły się chwilami, kiedy maluch tracił nad sobą kontrolę, a ja czy mąż załamywaliśmy ręce. Nigdy nie mogłam być pewna, co za chwilę się wydarzy, a gdy musiałam wyjść z dwójką małych dzieci – jednym „grzecznym”, a drugim „mocno nieprzewidywalnym” czułam się jeszcze bardziej zagubiona i osamotniona. W konsekwencji nawet na krótki spacer zabierałam wózek, by w razie czego móc włożyć do niego rozwrzeszczaną córkę i iść dalej, spiesząc się ze starszym maluchem do przedszkola. Niestety problem nie mijał przez wiele tygodni, a mimo doświadczenia ze starszym dzieckiem, nie byłam sobie w stanie poradzić z młodszym. To było bardzo frustrujące. Próbowaliśmy bowiem tak dzisiaj zachwalanej bliskości. Gdy córka się „fochowała” próbowałam ją przytulić, uspokoić, ale to jeszcze bardziej zaostrzało sytuację i prowadziło do tego, że dostawałam a to w nos, a to w piszczel. Z czasem zrozumiałam, że tak nie może być, że nie mogę narażać się na przypadkowe uderzenia i narzucać zagubionej córce. Nie zawsze przecież udawało mi się od nich uchronić, a dziecko ponad dwuletnie wbrew pozorom ma sporę siłę i trudno je trzymać w silnym uścisku, by uchronić je od samego siebie. Poza tym nieskuteczne było tłumaczenie. Gdy córka była wściekła, po prostu nie słyszała, co do niej mówię. Teraz wiem, że to głupie, by wykładać tak małemu dziecku swoje racje w chwilach największego wzburzenia, ale zwyczajnie nie wiedziałam, co mam robić. Istnieje takie powiedzenie, że jeśli nie jesteśmy czegoś w stanie znieść, powinniśmy to zmienić. Zatem zdecydowaliśmy z mężem, po długich debatach, że niezależnie od wieku, nasza dwuletnia córka nie może wywracać do góry nogami trybu dnia, nie zgadzamy się na to, by nasze starsze dziecko wchodziło w rolę tego cichego, spokojnego, zawsze grzecznego z poczucia, że więcej fochów nie zniesiemy. Zrobiliśmy coś pozornie prostego i oczywistego. Gdy zauważyliśmy, że nie sprawdziło się: ignorowanie fochów, groźby i prośby, przeszliśmy do czynów. Gdy córka odmawiała zjedzenia obiadu, nie dawaliśmy jej czasu na histerie, nie odgrzewaliśmy obiadu później, padło hasło – albo teraz, albo wcale. Gdy córka po kilkukrotnych próbach odprowadzenia do stołu, uciekała, zwyczajnie nie dostała tego dnia obiadu. Godziny, które mijały do kolacji były straszne, ale nie ugięliśmy się. Sytuacja z odmową jedzenia nie powtórzyła się. Przeciwnie, po krótkim grymaszeniu, córka towarzyszy nam w posiłkach. Przestaliśmy się bać własnego dziecka. To niestety skutkowało też rozwiązaniami „na siłę” Niestety kilkakrotnie na siłę wkładaliśmy córkę do fotelika samochodowego, ubieraliśmy ją, myliśmy zęby, o dziwo taka stanowczość i konsekwencja, choć niełatwe, okazały się skuteczne. Córka bardzo się uspokoiła i zaczęła respektować tryb dnia i generalnie zaczęła wykonywać czynności, co do których nie byliśmy w stanie jej przekonać przez wiele godzin prośbami, tłumaczeniami i rozmowami. Po co to wszystko tu pisze? Rozumiem szczytne hasła o szanowaniu wolności dziecka, o wychowywaniu w zgodzie z jego prawami, ale gdy maluch psuje cały porządek dnia i uniemożliwia sprawne wyjście lub jakiekolwiek wyjście ze starszym dzieckiem, odprowadzenie do przedszkola, itd, to robi się nieciekawie. Wtedy trzeba działać. Nie ma sensu tracić czas na to, co jest nieskuteczne i frustrować się na każdym kroku, w poczuciu, że to dwulatek ma nad nami kontrolę. Każdy powinien znać swoje miejsce w rodzinie. Mój apel jest taki – nie bójcie się być stanowczy i konsekwentni, nie bójcie się wychowywać swoje dzieci. Róbcie to z miłością i nie dajcie sobie wmówić, że krzywdzicie dziecko. I jeszcze coś – nie ma jednego idealnego sposobu dla każdej rodziny. Każdy musi wypracować swój, dlatego z góry dziękuję za wszelkie komentarze w stylu „jak możesz myć zęby dziecku na siłę”. Pozdrawiam wszystkie mamy, Monika – mama jeszcze niedawno zmęczona histeriami, dzisiaj znacznie pewniejsza siebie i szczęśliwsza”.
KSZTAŁTOWANIE CZYNNOŚCI SAMOOBSŁUGOWYCH W PRZEDSZKOLU I EDUKACJI WCZESNOSZKOLNEJ
Ewa Zielińska
Zajmuje się wspomaganiem rozwoju umysłowego dzieci,zwłaszcza w zakresie edukacji matematycznej. Współautorka:programów edukacyjnych, książek metodycznychdla nauczycieli i rodziców, pomocy dydaktycznych oraz nowej podstawy programowej dla przedszkoli i klasy pierwszej szkoły podstawowej.
1. O przebiegu procesu uczenia się dzieci w trakcie czynności samoobsługowych i w czasach zarysowującego się kryzysu wychowania rodzinnego
W przedszkolach sporo uwagi poświęca się kształtowaniu umiejętności samoobsługowych dzieci. Każda nauczycielka stara się możliwie szybko nauczyć dzieci samodzielności oraz dbałości o ład i porządek. Gdy tylko dzieci potrafią się same ubrać i rozebrać, umyć ręce, skorzystać z toalety, praca nauczycielki staje się łatwiejsza, a dzieci pomagają jej w utrzymaniu porządku. Nie musi przerywać zajęć, aby zaprowadzić każde dziecko do łazienki, każdemu umyć ręce i każdemu podciągnąć spodenki po skorzystaniu z toalety.
Obserwując dzieci przychodzące do przedszkola, odnoszę wrażenie, że są one zdecydowanie mniej samodzielne niż kiedyś. Zabiegani, zapracowani i zmęczeni rodzice zbyt często wyręczają dzieci w najprostszych nawet czynnościach, tłumacząc: „Nie mam czasu czekać aż się ubierze ...”, „Wszystko, co robi, trwa godzinami ...”, „Jak myje ręce, to zalewa całą łazienkę i mam jeszcze więcej pracy ...”. Mniejszą wagę przywiązują do konieczności wczesnego kształtowania czynności samoobsługowych u swych dzieci. Niektórzy rodzice tłumaczą ten fakt także tym, że dziecko jest jeszcze małe i nie potrafi wykonać tak złożonych czynności, nie wie lub nie pamięta, co się zakłada najpierw, a co potem. Dlatego młodszy przedszkolak często najpierw zakłada buty, a potem z trudem próbuje założyć spodnie. Bywa też tak, że „kochające” babcie, wyręczając wnuka, argumentują: „On ma takie małe rączki ...”, „Ja koszulkę włożę w spodnie dokładniej i będzie mu ciepło ...”, „Przecież jest taki malutki ...”., „W życiu jeszcze się napracuje ...”. Wiele jest tutaj nieporozumień i braku wyobraźni.
Najwięcej kłopotów z wykonywaniem czynności samoobsługowych występuje w pierwszym okresie pobytu dziecka w przedszkolu. Dotyczy to nie tylko młodszych, ale także starszych przedszkolaków. Kiedy mija szok adaptacyjny, okazuje się, że „nowe” dzieci przychodzące do przedszkola najczęściej:
• stoją bezradnie w szatni i nawet nie próbują zdejmować lub zakładać ubranek; po prostu czekają aż dorosły wszystko koło nich zrobi;
• w trakcie posiłków chcą, żeby je karmić, i oczekują, że nauczycielka usiądzie bardzo blisko, będzie zabawiała opowiadaniem i podawała kęski, a one je połkną bez wysiłku gryzienia;
• zamiast sprawnie i poprawnie umyć się w łazience, zaczynają „chlapać” wodą, bawić się mydłem, oglądać i przewieszać ręczniki;
• domagają się pomocy nauczycielki przy ściąganiu lub podciąganiu majtek, gdy muszą korzystać z ubikacji.
Ponieważ nauczycielka jest jedna, a dzieci dużo, spełnienie takich oczekiwań jest niemożliwe.
Zresztą nie o to tutaj chodzi. Ważnym zadaniem wychowawczym domu i przedszkola jest ukształtowanie czynności samoobsługowych u dzieci tak, aby potem przekształciły się one w nawyki. Oczywiście dzieci uczęszczające do przedszkola muszą być samodzielne na miarę swoich możliwości. Ponadto, jak to później wyjaśnię, dbanie o ład i porządek jest ściśle związane z funkcjonowaniem umysłowym dzieci.
2. Jak dzieci uczą się czynności samoobsługowych?
Warunkiem usamodzielnienia się dziecka jest jego zaradność, a więc umiejętność wykonywania pewnych czynności – głównie samoobsługowych – bez pomocy dorosłych.
Jest to wynik rozwijającego się własnego „Ja”, szczególnie w zakresie samokontroli i rosnącej sprawności dziecka. Poniżej podaję wybrane informacje dotyczące kształtowania się umiejętności zaliczanych do samoobsługi; pochodzą one z badań nad rozwojem psychoruchowym dziecka.
• Tuż przed ukończeniem drugiego roku życia (21. miesiąc życia) dziecko potrafi trzymać jedną ręką małą filiżankę i z niej pić. Lepiej radzi sobie, jedząc łyżką, chociaż trzyma ją chwytem nakładkowym.
• Dwulatek lubi pomagać dorosłym w pracy domowej: dużo przy tym mówi, wszystkiego dotyka, zagląda w każdy kąt i bez przerwy pyta. Dziecko stara się już być usłużne i chętnie wykonuje polecenia dorosłych, cieszy je też każda pochwała.
• Dziecko mające dwa i pół roku umie przynieść z kuchni szklankę z wodą (napełnioną do 3/4 wysokości naczynia) bez rozlania. Potrafi samodzielnie włożyć majtki i spodenki, a także skarpety i buciki. Nie radzi sobie jeszcze ze sznurowadłami i klamerkami. Próbuje rozpiąć guziki przy bluzce: rozciąga zapięcie i z wysiłkiem wypycha palcami guziki z dziurek.
• Trzylatek myje twarz i ręce bez zamoczenia sobie ubrania i wyciera je ręcznikiem. Potrafi także samodzielnie jeść, a w sytuacjach zabawowych doskonali te umiejętności, z zapałem karmiąc, kąpiąc i czesząc lalki.
• Młodsze i starsze przedszkolaki to dzieci usłużne wobec siebie i dorosłych. Pomaganie kolegom i dorosłym sprawia im wyraźną przyjemność. Starają się wyręczać wszystkich w prostych czynnościach, a także z chęcią podają różne przedmioty.
Z ustaleń tych wynika, że trzylatek sporo już potrafi, a czwarty rok życia jest okresem dalszego doskonalenia się umiejętności samoobsługowych. Gdy starszy przedszkolak
ma kłopoty z czynnościami samoobsługowymi, należy krytycznie przyjrzeć się temu problemowi. Wiele zależy od tego, na ile dorośli w domu pozwalają dziecku samodzielnie, choć niezdarnie, wykonywać te czynności. Znaczące jest także to, czy dziecko jest zachęcane do radzenia sobie w sytuacjach życiowych i czy dorośli okazują radość, gdy upora się ono z wykonaniem czynności. Starsze przedszkolaki reprezentują już taki poziom rozwoju samokontroli, że można i trzeba kształtować poczucie odpowiedzialności za to, co czynią. Dzieci mają respektować zasady właściwego, poprawnego i dobrego zachowania się w domu, w przedszkolu, w szkole, a także na ulicy i w miejscu publicznym. Trzeba to rodzicom uświadomić, wyjaśnić, ponieważ bez ich pomocy nie uzyska się w tym zakresie dobrych wyników wychowawczych.
Skuteczne jest też rozwijanie u dzieci skłonności do doprowadzania do końca wykonywanych czynności. Chodzi o to, aby starszy przedszkolak umiał czerpać radość z faktu,
że udało mu się zadanie doprowadzić do końca. Jest to wyższy poziom samokontroli, trudny do osiągnięcia przez dziecko. Dlatego należy dzieciom w tym pomóc poprzez:
• bycie przy dziecku i podtrzymywanie go w osiąganiu celu: motywowanie, zachęcanie, przypominanie i podpowiadanie czynności, które ma ono kolejno wykonywać;
• okazywanie radości, gdy dziecko już osiągnie cel, gdyż w ten sposób uczy się ono odczuwać radość i przyjemność z doprowadzenia pracy do końca;
• bycie cierpliwym i systematycznym, bo dziecko musi wiele razy wykonać jedną czynność, aby ją opanować, a następnie ćwiczyć, aby przekształciła się ona w nawyk.
Nawyki należy dosłownie „wdrukować” w dziecięcy umysł. Najpierw trzeba ukształtować daną czynność, a potem doprowadzić do odruchowego zachowania. Jeżeli to się uda, łatwiej i przyjemniej dziecku będzie żyć z dorosłymi, gdyż będzie ono postrzeganie jako sympatyczne, dobrze ułożone i mądre. Dzięki temu uniknie się też wielu sytuacji konfliktowych, a także niepotrzebnych napięć. Dziecko zaś będzie częściej nagradzane niż karane.
Dorośli mają niedobry zwyczaj przerywania dziecięcych zabaw, gdy chcą skłonić dziecko do jedzenia, pójścia spać itp. Często nie zwracają uwagi na dziecięce protesty.
Robi się wtedy nieprzyjemnie, a przecież dziecko chce dobrze: dąży do zakończenia swoich zajęć. Przecież tego właśnie uczył dorosły w innych sytuacjach. Jedno przeczy drugiemu! Jestem przeciwna brutalnemu przerywaniu dziecku czynności, gdy zajmuje się czymś pożytecznym, np. jest skupione na zabawie. Zdecydowanie lepiej będzie, jeżeli dorosły, także nauczycielka:
• zapowie konieczność kończenia zabawy: „Za pięć minut kończymy zabawę, bo będzie obiad, a przecież musimy jeszcze umyć ręce ...”;
• pozostawi dzieciom dwie, trzy minuty na zakończenie wykonywanych akurat czynności;
• dopiero po upływie tego czasu zachęci dzieci do wykonania następnej czynności.
Takie postępowanie wynika ze zwykłego poszanowania czynności wykonywanych przez dziecko i pozwoli uniknąć wielu napięć. Na kształtowanie czynności samoobsługowych
trzeba spojrzeć szerzej: ucząc jednego, nie można niszczyć czegoś innego. Potrzebny jest mądry wybór, co jest ważne, a z czego można tu i teraz zrezygnować.
3. O tym, jak opanowanie czynności samoobsługowych i porządkowych wpływa na rozwój intelektualny dzieci
Starsze przedszkolaki mają już w zasadzie opanowane najważniejsze czynności samoobsługowe: potrafią same jeść i pić, wymagają tylko trochę wsparcia przy ubieraniu się, samodzielnie korzystają z toalety itp. Potrafią także pełnić dyżury jednodniowe i robią to chętnie, chociaż czasami nauczycielka musi przypomnieć małemu dyżurnemu o jego obowiązkach. Pięciolatki czują się wyróżnione, gdy mogą pomagać nauczycielce i wyręczać ją w wielu czynnościach, a dyżury pełnią z wielką odpowiedzialnością.
Dlatego może się wydawać, że nie trzeba już zajmować się analizą procesu uczenia się dzieci w takich sytuacjach jak: ubieranie się, jedzenie, sprzątanie itd. Jest jednak inaczej i ma to głęboki sens, jeżeli chcemy zapewnić dzieciom sukcesy w edukacji szkolnej. W trakcie opanowywania czynności samoobsługowych dziecko uczy się tak organizować swoją aktywność, aby osiągnąć zamierzony cel. Dowiaduje się także, że w niektórych sytuacjach nie da się uniknąć wykonywania pewnych czynności i dlatego rozsądniej jest wykonać to, co trzeba, szybko i sprawnie. Na przykład: jeżeli dziecko sprawnie umyje i wytrze ręce, ma poczucie sprawstwa, doznaje przyjemności i cieszy się, że wykonało coś pożytecznego. Ponadto jest jeszcze przy tej okazji chwalone, a więc odczuwa komfort. Te wspaniałe doznania przenosi na inne sytuacje zadaniowe. Jeżeli dziecko wie, że nie ma sensu buntować się przed wykonaniem czynności samoobsługowych (sprawnie ubiera się, chętnie siada do stołu i samodzielnie je itd.), rozumie także i to, że nie warto ociągać się ze spełnianiem poleceń nauczycielki w trakcie zajęć dydaktycznych.